Wpatruję się w czystą stronę z takim zaangażowaniem, że oczy robią się powoli wilgotne. Mrugam parę razy, bo nie zamierzam rozpłakać się nad pustym zeszytem.
- Od czego by tu zacząć? – Mruczę pod nosem.
Podrywam głowę i rozglądam się wokół jakbym liczyła, że coś podrzuci mi jakąkolwiek podpowiedź. Ale widzę tylko murowaną ścianę, całą zapełnioną graffiti. Przez parę sekund mój wzrok zatrzymuje się na czerwonych inicjałach: G + B. Napis ktoś otoczył serduszkiem.
Pogodziłam się już z tym, że cegły mi tu w niczym nie pomogą. Znów nachylam się nad kartką, mocniej ściskając pióro. Jedyne, co udało mi się ustalić i zanotować to data. W prawym górnym rogu widnieje napis: 30 marca; data moich urodzin.
Zamaszyście wrzucam zeszyt do plecaka. Kto by pomyślał, że prowadzenie dziennika może być takie skomplikowane? Czując jak narasta we mnie irytacja, zapominam o łukowatym sklepieniu mostu. Nic, więc dziwnego, że walę głową mocno w cegły, gdy próbuję wstać. Całą siłą woli powstrzymuję się przed wypowiedzeniem wszystkich znanych mi przekleństw i zaczynam masować sobie moje obolałe czoło.
- Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin - szepcze. Miejsce złości momentalnie zastępuje uczucie smutku.
Zero życzeń, zero prezentów, zero jakichkolwiek gestów, które wskazywałyby, że ktoś pamięta. Niby nic takiego, ale dla mnie to marzenia ściętej głowy. Nie jestem żadnym wyjątkiem i tak jak każdy mam urodziny raz na rok. Tak trudno zapamiętać? A może jednak pamiętają? Skąd mam wiedzieć skoro pół dnia siedzę pod mostem z rękoma całymi poplamionymi atramentem i usiłuję sklecić parę zdań?
Już prawie zaczynam w to wierzyć, ale ta iskierka nadziei nie trwa długo. Uśmiecham się drwiąco sama do siebie.
- Dobrze wiesz, że nikt nie pamięta…nie masz przyjaciół, kto niby miałby pamiętać?
Oto, do czego doprowadził mnie brak znajomych - do gadania z samą sobą. Schylam się po plecak.
Wskakuje szybko na niski murek. Godziny spędzone na bieganiu po parku jednak się na coś przydały.Trzeba pokonać niesamowity tor przeszkód, żeby dostać się w to, moim zdaniem spokojne miejsce, chociaż kilkadziesiąt metrów wyżej odbywa się prawdziwy rajd samochodowy, w którym to kierowcy ścigają się, kto pierwszy załaduje cały wózek z supermarkecie, kto szybciej odbierze dzieci ze szkoły lub kto wcześniej umyje auto w myjni samochodowej.
Przeskakuję jeszcze parę murków, podciągam się kilka razy na metalowych prętach i w końcu staję cała zlana potem przed barierką odgradzającą mnie od asfaltu. Wyścig trwa, a ja rozglądam się po jezdni. W prawo, w lewo, znowu w prawo, i znów w lewo i tak jeszcze parę razy za nim upewnię się, że mogę spokojnie przejść… i, że jestem bezpieczna.
W tym miejscu nie wystarczy spoglądnąć dwa razy w jeden kierunek, to prawdziwa dżungla, tylko, że rolę „królów dżungli” odgrywają tutaj tiry.
Kieruję się w stronę parku. Jak na koniec marca jest całkiem przyjemnie - promienie słońca przyjemnie łaskoczą mnie po twarzy. Mimo, że wieje lekki wiaterek, ściągam dżinsową kurtkę i przewiązuje ją w pasie na dwa supełki, żeby nie zsunęła mi się z bioder.
Moją uwagę przykuwa ławka, a na niej mężczyzna. Czyta książkę, choć wcale nie wygląda na kogoś, kto pochłania książki jedną za drugą – całą jego postać można opisać za pomocą jedynie trzech kolorów: białego, czarnego i czerwonego. Niesamowicie bladej skórze naprawdę niewiele brakuje, żeby miała odcień czystej bieli. Co prawda można to zauważyć tylko na twarzy, szyi i dłoniach, na tych fragmentach ciała, które nie są ukryte pod skórzanym kombinezonem. Jednak to wszystko zdaje się być niezauważalne, ponieważ pierwsze skrzypce grają w jego wyglądzie czerwone włosy. W końcu zdaję sobie sprawę z dwóch rzeczy: nieznajomy od dłuższego czasu mi się przygląda i ja, również od dłuższego czasu stoję jak sparaliżowana w miejscu z otwartymi ustami i zapewne mam minę jakbym właśnie zobaczyła rycerza lecącego na jednorożcu.
Ale nic takiego nie widzę, więc nie ma potrzeby, żebym dalej tam stała. Zaciskam wargi i kieruję się w prawą alejkę… byle jak najdalej od niego.
Nieraz czytałam, jak to główny bohater wie, że ktoś go obserwuje, ponieważ czuje mrowienie na karku. Uważałam to za jakąś bzdurę, a teraz czuję dokładnie to samo… i nie mam wątpliwości, że nieznajomy mnie obserwuje.
Nieraz czytałam, jak to główny bohater wie, że ktoś go obserwuje, ponieważ czuje mrowienie na karku. Uważałam to za jakąś bzdurę, a teraz czuję dokładnie to samo… i nie mam wątpliwości, że nieznajomy mnie obserwuje.
* * *
Wychodzę na ulicę. Dopiero wtedy zdobywam się na odwagę i spoglądam na ławkę w tyle. Mężczyzna znikł, lecz nieprzyjemne mrowienie nie… może tylko mi się zdawało?
Przechodzę na drugą stronę ulicy, bacznie obserwując każdego w poszukiwaniu czerwonej czupryny. Na szczęście nic takiego nie widzę, więc powoli się uspokajam. Nie wiem, czemu tak zareagowałam na jego widok, ludzie miewają teraz włosy we wszystkich możliwych barwach, więc ich widok nie powinien mnie dziwić, a tym bardziej sprawiać, że omal nie dostaje zawału serca.
Zatrzymuję się przed wystawą sukien ślubnych. Ściany w środku wyłożone są z każdej strony lustrami, od jednego kąta do drugiego, wiec dzięki temu każda przyszła panna młoda, gdy tylko założy suknie, dziesiątki odbić podpowiadają jej czy warto zainwestować w tę czy może w inną kreację. A ja stojąc przed tą szybą wystawną i patrząc się w głąb sali, dowiedziałam się od tych luster więcej niż mogłabym sobie wymarzyć. Nie… nie dowiedziałam się, którą suknię założę w tym najważniejszym dniu w moim życiu. Nic z tych rzeczy. Po prostu spadła na mnie cała prawda o tym jak naprawdę wyglądam i nie jestem z tego powodu jakoś bardzo szczęśliwa.
Nagle jedno przykuwa moją uwagę. Stoję jak zahipnotyzowana. Wpatruję się w dwa rozjarzone punkty na przeciwko mnie. Gdybym wierzyła w magię, to powiedziałabym, że to magia, ale już wyrosłam z bajek i wiem jak wygląda rzeczywistość.
Ale te świecące punkciki naprawdę mają w sobie coś. I nie jest to zwykły blask żarówek czy świeczek... A skąd ja to wiem – nie mam zielonego pojęcia, ale wiem. Patrzę się jeszcze przez chwilę na te dwa błyszczące punkty, a potem ot tak opuszczam wzrok i zamierzam odejść, gdy kątem oka dostrzegam, że świecące punkciki znikają.
Nie mogę się powstrzymać i powrotem zerkam. SĄ.
Znów kieruję wzrok w dół i…
NIE MA.
Nic z tego nie rozumiem. Zamykam oczy i przykładam dłonie do twarzy. Jak to możliwe?
No tak… to prawda, że moje oczy są inne, nawet może wyjątkowe? Ale jedno wiem na pewno – one nie świecą jak lampki na choince.
Przypominam sobie, że czytałam kiedyś o tym, że koty widzą w ciemnościach, a oczy wtedy się im błyszczą. . Tylko, że teraz ani troszeczkę nie jest ciemno. Mamy dzień… no i nie jestem kotem. Jestem czło-wiek. Moje oczy nie mają prawa świecić ani za dnia, ani w nocy.
Stoję dalej z przymrużonymi powiekami. Pewnie wyglądam jak wariatka stojąc tak, ale w tej chwili mam odrobinkę większy problem. Myśl racjonalnie, rozkazuję sobie i na rozkazie się kończy.
W tej chwili nie potrafię myśleć racjonalnie – właśnie odkryłam, że jestem półkotem, a półczłowiekiem i jakoś nie czuję się z tym nagłym odkryciem tajemnicy dobrze. Powoli się prostuję i otwieram oczy. Złoto – srebrne światełka dalej mnie prześladują, a ja w dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że te dwa płomyczki w lustrze to odbicie moich oczu.
Robię krok w lewo, światełka również się przemieszczają. Robię krok w prawo, światełka wracają na wcześniejszą pozycję.
Pora jeszcze na jeden test – odwracam się o sześćdziesiąt stopni i stoję teraz bokiem i do szyby, i do lustra. Zauważam, że jeden świecący punkcik znika i zostaje tylko złoty… moje prawe oko ma złotą tęczówkę, a ja po prawej stronie mam witrynę sklepową…
Teraz już nie mam wątpliwości, że te niby światełka choinkowe to naprawdę moje oczy… Po prostu, najzwyczajniej w świecie mam latarki zamiast oczu. Całkiem normalne. Zrywam z siebie plecak z takim impetem jakby właśnie stanął w ogniu i jak szalona przeszukuję każdy jego, nawet najmniejszy zakamarek.
Ale tego, czego szukam i tak nie mogę odnaleźć. Zawsze tak jest.
Jak czegoś potrzebujesz to choćbyś stanął na palcach u ręki to i tak tego nie znajdziesz, a jak czegoś ci nie trzeba, to spotykasz tą rzecz na każdym kroku i omal nie wybijasz sobie na niej zębów.
W końcu dochodzi do tego, że wywalam całą zawartość plecaka, a poszukiwania kontynuuje już na chodniku. Ten sposób okazuje się być o wiele bardziej skuteczniejszy – nie mija parę sekund, a ja już widzę to, czego tak bardzo szukałam.
Roztrzęsionymi dłońmi zakładam okulary przeciwsłoneczne i zaczynam upychać mój dobytek z powrotem do torby, dopiero później się podnoszę. Spoglądam w dół, aby sprawdzić czy wszystko schowałam. Chodnik jest pusty nie licząc, przyklejonej do niego i zdeptanej gumy do żucia i paru niedopałków papierosów.
Sprawdzam efekt w sklepowym lustrze. Okulary dobrze się spisują. Teraz, gdy moją uwagę nie pochłaniają, z początku niewiadome, błyszczące punkciki, łatwiej jest dostrzec, co dzieje się za szybą. Duża większość kupujący patrzy się na mnie z znakiem zapytania na twarzy (strachu również) i z pewnością obserwują mnie już od jakiegoś czasu. Jedynie kilka osób zajmuję się tym, czym miała na celu się zajmować, czyli wyborem sukni ślubnych. Jestem wdzięczna tym paru osobom.
Odwracam się i prawie, że biegiem ruszam w kierunku domu.
Cześć! Jest to tak naprawdę pierwszy raz, kiedy próbuję napisać coś na poważnie.
Nie mam w tym jeszcze wprawy, więc treść i sposób pisania jest moim zdaniem średni.
Długo zwlekałam z opublikowaniem tego rozdziału.
Trochę dlatego, że poprostu się, można powiedzieć (napisać): bałam.
Z góry przepraszam za błędy; napewno się kilka znajdzie.
Mam nadzieję, że bardzo źle tego nie napisałam i że choć troszeczkę się Wam spodoba.
No i co tam jeszcze..? Aaa, wiem:
Wesołych Świąt Wielkanocnych!

Jestem zaskoczona,ale mi się podoba. Wydaje mi się,że pomysł jest naprawdę dobry. Mam nadzieję,że następne rozdziały będą tak samo wciągające jak ten. Jest naprawdę nieźle. Lubię Twój styl pisania,już to czuję :D Nie no,podoba mi się,naprawdę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~
Wreszcie znalazłam czas, żeby poczytać i skomentować. Kojarzę Cię z aska, obserwuję i bardzo lubię Twoje odpowiedzi dlatego blogiem od razu się zainteresowałam :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twój sposób pisania - jest naprawdę lekki i z przyjemnością pochłonęłam to opowiadanie. Już tytuł mi się spodobał - intrygujący, podobnie jak cała sprawa oczu. Dlaczego takie ma? Jak? Co ma to wspólnego z tym chłopakiem? - bo chyba ma? Nie pojawiłby się, gdyby nie miał namieszać. Zapowiada się świetnie i na pewno będę czytać :) Pozdrawiam!
I oczywiście zapomniałam napisać :) Nominowałam Cię do LA - http://opera-lalek.blogspot.com/2015/04/smacznego-jajka-mamma-mia-liebster-award.html
UsuńJo, dziękuje za nominacje ;3 I za te miłe słowa na temat mojego rozdziału oraz tez ask'a :)) Cieszę, że Ci się podoba. Uhuhu, ale nic nie zdradzę :D
UsuńOryginalnie, piszesz w 1 osobie, podoba mi się. Nie umiem pisać komentarzy, ale uwierz, bardzo, bardzo fajnie napisane. W szczególności opisy, zawsze czepiam się opisów. Woah, nie ma dialogów i nie zanotowałam ich braku :o
OdpowiedzUsuńmonomentume.blogspot.com
Hejoo! :)
OdpowiedzUsuńTak właśnie wchodze na aska i patrze - mam nowe pytanko. Sprawdzam. Wchodzę na Twój blog. Czytam pierwszy rodział. Jestem pozytywnie zaskoczona...dobra taki styl komentarza jest dziwny xd ale ogólnie bardzo fajnie się historia zapowiada, ma dwu kolorowe oczy! <3 *chwale za ten pomysł* ;)
pozdrawiam i czekam niecierpliwie na rozdział 2
Ola :)
ps. *SPAM* zapraszam na mój blog z wierszami : http://marzenia-jak-motyle.blogspot.com/
Czytałam twojego bloga :) dałam nawet kiedyś komentarze tylko, że wtedy nazywałam się 'książki życiem'. I dziękuje bardzo ! A i ja też kojarzę z aska :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl pisania, jest łatwy, lekki i przjemny w czytaniu. Motyw opowiadania strasznie mnie zaciekawił, zwłaszcza te oczy i tajemniczy czerwonowłosy mężczyzna. Kurcze, z niecierpliwością czekam na więcej, pisz dalej i nigdy nie przestawaj, pamiętaj o tym!
OdpowiedzUsuńPS. Zaczęłam pisać już kolejną powieść, ale na razie mam dwa rozdziały, które są z pewnością do poprawienia, więc bloga założę zapewne dopiero za jakiś dłuższy, nieokreślony czas. Ale bądź cierpliwa. :D
Dziękuje Marina ! Będę cierpliwa, ale to naprawdę trudne :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz! Masz taki lekki styl. Pomimo bólu oczu, który dopadła mnie podczas czytania (zawsze tak mam jak czytam dłuższy tekst z tabletu, laptopa), przeczytałam całość. Nie mogłam się oderwać. Naprawdę świetnie! Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuń