Select Language

31 marca 2015

Wezwanie

Trylogia Najmroczniejsze Moce ~ część 1 ~

 

Kelley Armstrong


Gdybym zwariowała, czy wiedziałabym o tym? Właśnie na tym polega przecież świr, że jesteś przekonana, wszystko jest OK, ale tylko ty, nikt inny."

Zastanawiałam się jak lepiej opisywać serie książek: całą za jednym razem czy każdą książkę osobno. I większość zapalonych czytelników stwierdziło, że „chyba każdą po kolei”. Więc tak też będę robiła. A dzisiaj zapraszam Was na recenzję pierwszej części trylogii „Najmroczniejsze moce”, która nosi tytuł „Wezwanie”.

Wezwanie” Kelley Armstrong – jest to książka, w której zakochałam się od pierwszej linijki tekstu i która zdobyła moje serce w takim samym stopniu jak pierwsze części bardzo znanych trylogii : „Igrzyska śmierci” i „Niezgodna”. Jednak, ku mojemu szczeremu żalowi, nie zdobyła takiej samej sławy. I to mnie trochę dziwi, bo uważam, że Armstrong pisze naprawdę bardzo fajnie, ciekawie i zasługuje na taką samą popularność jak Collins czy Roth. Ale mniejsza z tym…

„Chloe Saunders prowadzi z pozoru normalne życie nastolatki, do czasu…”

…do czasu, kiedy zaczyna widzieć duchy zmarłych ludzi. Młody chłopak wpada pod koła samochodu jej szofera, a później znika, stopiony woźny goni ją po całej szkole, ale widzi go tylko ona. Wszyscy dookoła zaczynają myśleć, że, dotąd zwyczajna, Chloe po prostu oszalała. Dziewczyna zostaje skierowana do Lyle House, ośrodka dla chorej psychicznie młodzieży. Z początku Chloe odgrywa rolę posłusznej pacjentki, która jak najszybciej chce dojść do zdrowia, lecz później odkrywa mroczną tajemnicę domu Lyle House. Teraz dziewczyna nie ma wątpliwości, że jest nekromantką. Czy jej życiu i życiu jej niby „zbzikowanych” przyjaciół zagraża niebezpieczeństwo?

Czytając tę książkę, ma się takie niesamowite poczucie, że czasem ktoś Cię obserwuje. Czyżby duch? Sposób pisania Kelley Armstrong sprawia, że angażujesz się przeżywanie całej fabuły całym sobą. To ty masz zdolność widzenia zmarłych, to ty musisz „uciekać przed śmiercią”. Przynajmniej ja się tak czułam.

Pierwsza część – „Wezwanie” – jest napisana prostym stylem, można powiedzieć (napisać), że młodzieżowym stylem. Ale nie do przesady. Książkę czyta się naprawdę przyjemnie i z zapartym tchem.

Ta książka jest szczególnie dla osób, które uwielbiają używać swojej wyobraźni, które kochają fantastykę i wszystkie rzeczy z nią związane oraz które lubią od czasu do czasu, poczuć dreszczyk emocji. Szczególnie podoba mi się taki jeden komentarz magazynu Kirkus Review:

W trakcie czytanie tej powieści krzyki przerażenia nastoletnich czytelników będą dość głośne, by obudzić zmarłych”.

Gorąco polecam tę książkę i mam nadzieję, że swoimi krzykami nie sprawicie, że zmarli powstaną z grobów.

„-Amanda!
Dziewczynka odskoczyła tak gwałtownie, że usiadła na ziemi z cichym piskiem. Rzuciła się ku niej kobieta w spodniach i skórzanym płaszczu. W ręku brzęczały jej klucze, z tylu dobiegł trzask zamykających się drzwi.
- Och, Amando, popatrz, pobrudziłaś swoją śliczną sukieneczkę.
Rzuciła mi gniewne spojrzenie, a potem poderwała dziewczynkę i przytulając ją, poszła do domu. Wyraźnie usłyszałam słowa:
- Tyle razy ci powtarzałam, Amando, żebyś tam nie podchodziła. Nigdy nie rozmawiaj z tymi dziećmi. Przenigdy, słyszysz mnie?
Nie rozmawiaj ze świrami. Chciałam krzyknąć, że wcale nie jestem wariatką. Po prostu wzięłam jej córkę za ducha, to wszystko.”

29 marca 2015

Olivier i zeszyt z marzeniami

Sally Nicholls


Bo marzyć znaczy żyć!”

Jeżeli spodobała się Wam książka Éric- Emmanuel Schmitta o małym Oskarze to oznacza, że książka, którą dzisiaj opiszę również przypadnie Wam do gustu. Choć „Oskar i pani Róża” i „Olivier i zeszyt z marzeniami” są to dzieła dwóch różnych autorów to są ze sobą minimalnie powiązane, ponieważ Olivierowi większość czytelników nadało miano ,,starszego kolegi Oskara”.

Olivier ma jedenaście lat i jest bardzo ciekawym chłopcem. Chciałby wiedzieć dosłownie wszystko. Wszystko o: sterowcach, naukowcach, duchach, a nawet… jak to jest kiedy całuje się dziewczynę. Olivier choruje na białaczkę i jedynie marzenia odciągają jego myśli od nieuleczalnej choroby. Chłopiec chciałby spełnić je wszystkie, lecz jest jeden problem: „czy zdąży?”.

Gdybym tak chciała określić tę książkę tylko za pomocą jednego słowa, nie dałabym rady. To zadanie jest po prostu niewykonalne. Piękne, mądre, wzruszające, pouczające, zabawne, melancholijne – te wszystkie określenia pasują do książki Sally Nicholls i są one w stu procentach trafne. Więc po przeczytaniu tej książki nie będziecie mogli stwierdzić co dokładnie czujecie, bo jak można nazwać plątaninę wrażeń, które nie mają ze sobą nic wspólnego?

Jedno łączy mnie z Olivierem. Marzenia, oboje kochamy marzyć. Jakby wyglądało nasze życzeń bez marzeń, gdybyśmy trzymali naszą wyobraźnię na krótkiej smyczy? Marzenia to jedyne szczęście w smutku. One nic nie kosztują, każdego na nie stać, a sprawiają, że życie jest bardziej kolorowe. Jedna rzecz mi się bardzo podoba, a mianowicie: kupując książkę Sally Nicholls wpiera się Fundację Mam Marzenie. I to jest piękne.

Dla kogo jest ta książka? Wydaje mi się, że dla każdego, choć w większym stopniu bardziej dla młodzieży i dorosłych. Małe dzieci nie znalazłyby w niej nic „cennego”, a Ci trochę starsi – już tak. Ale tak ogólnie rzecz biorąc: polecam tą książkę całym sercem wszystkim!


LISTA NR. 11. CO CHCIAŁBYM, ŻEBY NASTĄPIŁO PO MOJEJ ŚMIERCI:

1. Na pogrzebie ma być wesoło. Nikt nie powinien przyjść ubrany na czarno. I chcę, żebyście opowiadali wesołe historie na mój temat, a nie smutne.

2. Każdy może przeczytać moją książkę. To żadna tajemnica.

3. Powinniście rozdać większość moich rzeczy. Trochę możecie sobie zostawić, ale nie wszystkie.

4. Ella powinna dostać mój pokój, bo jest większy niż jej.

5. Może też zatrzymać mój rower i Playstation.

6. Możecie być trochę smutni, ale nie bardzo smutni. Jeżeli zawsze będzie Wam smutno na myśl o mnie, to co to będą za wspomnienia?”


26 marca 2015

Szepty zmarłych

Seria Dr. David Hunter  ~ część 3 ~

 

Simon Beckett


  Niełatwo z tym żyć. Zwłaszcza jak się ma blizny, które ciągle przypominają, jak niewiele trzeba, by zginąć.

Uroczyście stwierdzam, że przyszedł czas na kryminał. I to na niebylejaki kryminał. Dzisiejsza recenzja będzie dotyczyła jednej z najbardziej wstrząsających i zaskakujących książek, jakie miałam okazję przeczytać. „Szepty zmarły” – niesamowicie odrażająca książka. Rzecz jasna – „odrażająca” w pozytywnym sensie znaczeniu tego słowa. Nie mogłam przez nią spać po nocach…

I choć jest to trzecia część serii „Dr. David Hunter”, ja czytałam ją, jako pierwszą. Seria Simona Becketta jest jedną z tych, które można czytać nie po kolei i nie robi się przez to jakiegoś wielkiego błędu. Co prawda – są nawiązania do poprzedniego tomu, ale są naprawdę minimalne i nie zdradzają żadnych tajemnic. Oczywiście lepiej jest czytać książki z jednej serii w odpowiedniej kolejności, ale ja niestety nie miałam takiej szansy.

Książka ta, jak i cała seria, opisuje nam obraz życia doktora Davida Huntera, wybitnego antropologa sądowego. Dr. Hunter powraca do Stanów, aby rozpocząć pracę w Ośrodku Badawczym, który większości jest znany pod nazwą ,,Trupia farma”. Jednak główny bohater nie może marzyć nawet o spokojnym życiu. Jego przyjaciel, Tom Lieberman, prosi go o pomoc w rozwiązaniu zagadki wstrząsającego morderstwa. Z biegiem czasu ofiar jest coraz więcej, lecz nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że są to tylko efekty nieudanych eksperymentów psychopaty, który próbuje sfotografować śmierć

Zawsze interesowały mnie etapy rozkładu ciała po śmierci, a ta książka przedstawiła mi to lepiej niż mogłabym to sobie wymarzyć. Simon Beckett ma niezwykły dar wprowadzania czytelników w najgłębsze zakamarki fabuły, a to sprawia, że wydaje Ci się, że wyczuwasz wokół siebie aurę śmierci, a każdy ciemniejszy kształt przypomina Ci coś złowrogiego. Dobrze wiemy, że jest to tylko wyobraźnie, ale i tak nie możemy oprzeć się temu wrażeniu.

Ta książka bardzo mi się spodobała. Przeczytałam ją w bardzo krótkim czasie, a jak ją skończyłam, byłam jeszcze przez co najmniej sześć godzin podekscytowana, a moja wyobraźnia płatała mi figle.

Szepty Zmarłych” jest to mieszanina sensacji, thrilleru i kryminału. Wszyscy, którzy szaleją na punkcie tych rodzajów książek, powinni jak najszybciej jechać do biblioteki, bądź księgarni i zacząć wczytywać się w tą okropnie-niesamowitą historię.


"Kiedy ciało umiera, enzymy utrzymywane przez życie w ryzach rozbiegają się w amoku. Pożerają ściany komórek, uwalniając ich płynną zawartość. Płyny wznoszą się ku powierzchni, zbierając się pod warstwami skóry i rozluźniając je. Skóra i ciało, do tej pory dwie integralne części, zaczynają się rozdzielać. Powstają pęcherze. Całe płaty odpadają, zsuwając się z ciała jak niechciany płaszcz w letni dzień. Ale nawet martwa i odrzucona, skóra nadal zachowuje ślady swojego dawnego ja. Nawet teraz może mieć swoją historię do opowiedzenia i tajemnice do ukrycia. Jeśli tylko umiesz patrzeć."

23 marca 2015

Oskar i pani Róża

Éric – Emmanuel Schmitt


Tylko Bóg ma prawo mnie budzić

Za dokładnie dwanaście dni będę siedziała w autokarze i wracała ze szkołą z dwudniowej wycieczki. Niby tylko dwanaście dni, niecałe dwa tygodnie, a tak dużo może się zmienić. Wystarczy jedno wydarzenie, a wszystko momentalnie się zmienia. Dzisiaj przybliżę Wam historię pewnego chłopczyka, którego życie miało się skończyć waśnie za te „tylko dwanaście dni”.

Mowa tutaj oczywiście o książce Érica - Emmanuela Schmitta pod tytułem „Oskar i pani Róża”, która zdobyła całe moje serce, choć ma zaledwie 70 stron. Opowiada ona o dzieciństwie. Opowiada ona o życiu, które powoli wygasa. Opowiada ona o śmierci i to jednej z tych najbardziej wstrząsających, bo o śmierci dziecka.

Dziesięcioletni Oskar potajemnie dowiaduje się, że nic nie jest w stanie go wyleczyć i, że prawdopodobnie jego życie niedługo dobiegnie kresu. Nie rozumie swoich rodziców, którzy za wszelką cenę chcą utrzymać tą wiadomość w tajemnicy przed nim. Nie może pojąć, dlaczego, każdy unika rozmów na temat śmierci. Jedyną osobą, która się tego nie boi jest ciocia Róża, była zapaśniczka. To właśnie ona przekonuje Oscara, że warto jest rozmawiać z Bogiem, bo on zawsze nas wysłucha.

Oskar i pani Róża” jest to książka napisana prostym i łatwym dla dzieci stylem, a mimo to ukryte są w niej ogromne i piękne przemyślenia dotycząca życie i śmierci. Czytając tą książkę, Schmitt cichaczem zmusza nas do refleksji, choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Za to należy się mu ogromny plus!

A co mnie w tej książce uwiodło? Właściwie wszystko. Podoba mi się to, jak Éric – Emmanuel Schmitt ukazał dzieciństwo. Wszystko wydaje się być takie nieskomplikowane – dzieci nie mają problemu z wyrażaniem swoich uczuć. Podoba mi się to, że można z tej książki dużo wnieś do życia oraz to, iż ukazuje nam, że nie mamy powodów, żeby bać się mówić o śmierci. Każdy kiedyś umrze. A ta perspektywa będzie nas bardziej przerażać, jeśli nie będziemy wiedzieć, z czym mamy dokładnie do czynienia.

Polecam tę książkę wszystkim: starym i młodym, kobiecie i mężczyźnie. Ona jest po prostu genialna – nic dodać, nic ująć.


Jutro, Panie Boże, jest Boże Narodzenie. Nigdy nie kojarzyłem, że to Twoje urodziny. Spraw, żebym pogodził się z Peggy, bo nie wiem, czy to z tego powodu, ale jestem dziś wieczór bardzo smutny i w ogóle nic mi się nie chce.
Do jutra, całusy, Oskar.
PS: Teraz, kiedy już jesteśmy kumplami, co chcesz dostać ode mnie na urodziny?”


21 marca 2015

Ostatnia Piosenka

Nicholas Sparks


Trzeba coś kochać, żeby to znienawidzić.”

 Długo zastanawiałam się, jaką książkę opisać w dzisiejszym poście. Do głowy przychodziły mi tylko bardzo znane książki, które większość miłośników czytania ma już za sobą, a ja chciałam dzisiaj zrelacjonować coś mniej popularnego. I wydaje mi się, że chyba znalazłam taką, ponieważ książki Nicholasa Sparksa są znane, ale nie są jakoś wybitnie sławne, a do tego są naprawdę wzruszające.

Postanowiłam, że pierwszą książką Sparksa opisaną tutaj będzie „Ostatnia Piosenka”. A dlaczego? A dlatego, ponieważ była to również pierwsza książka tego autora, jaką przeczytałam i dzięki niej zakochałam się w twórczości pana Nicholasa.

Ostatnia Piosenka” jest to książka napisana lekkim, prostym stylem, a mimo to nie sposób się nad nią nie rozkleić. Powieść jest dosłownie o wszystkim, co liczy się dla każdego człowieka, gdyż jest ona po prostu o życiu: o nienawiści i miłości, o żalu i wybaczeniu, o przemianie i drugiej szansie…

Bohaterką jest siedemnastoletnia Veronica (Ronnie) – zbuntowana nastolatka, która, jakby się mogło wydawać z początku, nienawidzi całego świata. Jednak tak naprawdę jest to zwyczajna, wrażliwa dziewczyna, która nie potrafi pogodzić się z rozwodem rodziców i którą później spotyka tragedia

Ta książka rozdarła moją duszę na pół i sprawiła, że serce na moment przestało bić. Dotarło do mnie, że to co spotkało Ronnie, może spotkać każdego z nas… Dlatego nie warto przeznaczyć całego swojego krótkiego życie tylko na nieustające kłótnie z rodzicami i na traktowanie ich jak swoich wrogów. A jak niespodziewanie odejdą? To, co wtedy? Wtedy nie pozostanie Ci nic innego jak żałowanie, że byłeś taki/a, a nie inny/a.

Wiem, że kilka powyższych zdań, które dopiero, co napisałam, są troszeczkę za bardzo pouczające. Ale pisząc te moje przemyślenia na temat „Ostatniej Piosenki”, mam ochotę rozbeczeć się tak jak wtedy, gdy byłam w trakcie jej czytania. Tak jak pisałam – książka bardzo prosta, ale i tak łzy mimo woli płyną strumieniami.

Ta książka jest dla wszystkich, którzy lubią sobie od czasu do czasu popłakać. Ale nie gwarantuje, że każdy tak zareaguje, ponieważ ja należę do osób, które łatwo się wzruszają. Jednak wydaje mi się, że w trakcie czytania, oczy chociaż troszeczkę się Wam załzawią i z pewnością Wasze serca zostaną poruszone.


- Jeżeli nie zamierzałeś mi powiedzieć, to po co mnie tu ściągnąłeś? Żebym patrzyła, jak umierasz?
- Nie, kochanie. Wręcz przeciwnie. Żebym mógł patrzeć jak wy żyjecie.


19 marca 2015

Igrzyska Śmierci

Trylogia Igrzyska Śmierci ~ cześć 1 ~

 

Suzanne Collins


I niech los zawsze wam sprzyja

Tak jak obiecałam ten post nie będzie o książce, nad którą trzeba pobudzać do działania swoje szare komórki. Dzisiaj opiszę pierwszą część, światowej sławy, trylogii , od której czytania nie można się oderwać, bo te książki po prostu uzależniają.

Dobrze wiem, że ta książka jest naprawdę bardzo popularna i opinia jest już wyrobiona, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam wyobrazić sobie tego „mojego” blogu bez książki Suzanne Collins. Ona dosłownie stała się moim nałogiem. Czytałam ją trzy razy, za każdym razem przeżywając ją na nowo i z pewnością sięgnę po nią jeszcze nie raz.

"Czy zdołałbyś przetrwać w dziczy, zdany na własne siły, gdyby wszyscy dookoła próbowali wykończyć cię za wszelką cenę?"

A więc: „Igrzyska śmierci” opowiadają nam o świecie w przyszłość – Ameryka Północna nie istnieje, a zamiast niej utworzyło się nowe państwo Panem, którego głównym ośrodkiem, (czyli tak jakby dzisiejszą stolicą) jest Kapitol. Całe Panem otoczone jest dwunastoma dystryktami, które każdego roku są zmuszane do złożenia daniny… daniny z ludzi, a dokładniej: chłopca i dziewczyny od dwunastu do osiemnastu lat. Wylosowani zostają trybutami i muszą wziąć udział w Głodowych Igrzyskach walcząc na śmierć i życie, co dla Kapitolczyków jest niezwykłą atrakcją. Trzeba jednak pamiętać o jednym: z pośród dwudziestu czterech zawodników przeżyć może tylko jeden

Z tego, co dowiedziałam się, czytając różne blogi i portale, wiem, że niektórzy wolą a nawet ograniczają się tylko do książek, w których główny bohater jestem albo kobietą, albo mężczyzną. Więc dla zainteresowanych – główna postać to szesnastoletnia dziewczyna, a książka/cała trylogia jest pisana w pierwszej osobie.

Jeśli chodzi o mnie, to ja po prostu zakochałam się w tej książce. Pochłonęłam tą książkę w jeden dzień, a gdy ją skończyłam to miałam ochotę tylko się rozpłakać, bo nagle dotarło do mnie, że to koniec tej historii. Collins napisała ją bardzo ciekawie. Doskonale połączyła ze sobą refleksję z przygodą, a przygodę z romansem. Nie raz zastanawiałam się jak człowiek może wymyślić coś, czego nie ma w współczesnym świecie i tak genialnie to coś opisać. I Collins należy do tych ludzi, bo doskonale przelała swoją wyobraźnię na papier.

Myślałam też nad tym, czego można nauczyć się z książki „Igrzyska śmierci”. Nie jest to filozoficzna książka z niewiadomo jakimi mądrościami, ale prawie w każdym rozdziale znajdzie się mniej czy więcej wartościowy cytat, który potem w pewnym stopniu może nas kierować w życiu.

Szczerze polecam tą książkę wszystkim miłośnikom literatury przygodowej, fantastycznej i science-fiction, w których jest też miejsce na troszeczkę uczuć, bo jest naprawdę dobra, a przy ma dość zaskakujące zakończenie. I jedno mogę Wam zagwarantować – nie będziecie mogli spokojnie spać przynajmniej przez tydzień.


  "Sama nie wiem, dlaczego, ale jego słowa mnie drażnią. - Może lepiej opowiedz coś o sobie? – warczę. – Widziałam cię na rynku. Bez trudu dźwigasz pięćdziesięciokilogramowe worki z mąką. Dlaczego o tym nie wspomnisz? To nie byle co. - Jasne. Jestem pewien, że na arenie będzie mnóstwo worków z mąką, żebym sobie nimi porzucał w ludzi – odparowuje. – Przenosząc ciężary, nie nauczysz się walczyć z wrogiem, dobrze o tym wiesz."

16 marca 2015

Tam gdzie spadają anioły

Dorota Terakowska


,,Cierpienie należy do życia. Jeśli cierpisz, wciąż żyjesz,,

Pierwszą książką, którą tutaj opiszę będzie… lektura szkolna. Tak, właśnie tak – książka, do której przeczytania jesteś po prostu zmuszany/a. Ja wiem, że większość ludzi, gdy tylko usłyszy zwrot ,,lektura szkolna’’ to od razu się zniechęca i choćby wszyscy mu ją polecali on i tak nawet nie weźmie jej do ręki. Ale ja Was zmuszać do jej czytania nie będę i nawet nie chce tego robić, bo przecież każdy ma własne upodobania i to dotyczy się również książek. Ktoś czyta tylko kryminały, a ktoś inny tylko fantasty. Ja postaram się tylko zachęcić Was do tego, żeby, chociaż ją otworzyć, a to czy ją przeczytacie do końca czy nie to już zależy od Was.

 No, więc tak: ,,Tam gdzie spadają anioły’’ Doroty Terakowskiej – jest to chyba jedyna lektura, którą zaliczam do mojej listy najlepszych przeczytanych książek. A więcej…spodobała mi się tak bardzo, że postanowiłam przeczytać także i inne książki tej autorki i okazały się one również genialne i takie hmm… mądre.

,,Tam gdzie spadają anioły’’ potwierdza istnienie aniołów. Mówi o tym, że każdy z nas, bez wyjątku, ma swojego anioła stróża, który go chroni. Okazuje się również, że człowiek ma naprawdę duży wpływ na innych ludzi. Książka bardzo ciekawa i można ją też troszeczkę podciągnąć pod charakter religijny. Pobudza do refleksji, ma w sobie bardzo dużo takich rad moralnych dla każdego: dla dzieci, dla młodzieży i dla dorosłych. Sprawia, że człowiek po jej przeczytaniu czuje się jakby doroślejszy, ale nie w sensie wiekowym tylko życiowym. To nie jest książka, którą się przeczyta i koniec – zaczynasz następną. To jest przede wszystkim książka, którą należy zrozumieć, bo jak tego zabraknie to nie znajdziesz w tej książce nic szczególnego. Książka jak książka, pomyślisz. A tak nie jest.

Ogólnie jest to książka nie łatwa, ale naprawdę warto ją przeczytać. Osobom, które preferują tylko kryminały, fantasty lub romanse pewnie średnio się spodoba, a może nawet wcale? Po tej książce na pewno nie będziesz leżał/a sobie wieczorem i zatapiał/a się w nierealistycznym świecie, wyobrażając sobie jak walczysz ze złem czy jak spotykasz miłość swojego życia w taki sam sposób jak główny bohater. Po tej książce będziesz po prostu dojrzalej zerkać na życie i na świat.

Gorąco polecam tę książkę, wszystkim, którzy są otwarci na wszelkiego rodzaju propozycje i nie trzymają się kurczowo tylko jednego rodzaju dzieł. Nie wiem czy Wam się spodoba. Może tak, może nie. Ale spróbujcie. To jest mój pierwszy post o konkretnej książce i sama nie wiem, dla czego wzięłam na początek taką refleksyjną książką. Na następny raz dodam coś, co można sobie miło poczytać, czasem się wzruszyć a czasem omal nie dostać zawału serca. Ale takie inteligentne książki też będę od czasu do czasu opisywać, bo i takie bywają ciekawe i zwyczajnie fajne i nie trzeba być geniuszem, żeby je przeczytać i zrozumieć.


"Człowiekowi zawsze się wydaje, że kiedyś było lepiej. To niekoniecznie prawda, bo nie umiemy docenić naszego dziś"

"Może tylko nam odchodzenie wydaje się straszne? Może bardziej cierpią ci, co zostają?"


15 marca 2015

Coś w rodzaju wstępu

To jest mój pierwszy, można powiedzieć - prawdziwy bloga, a pomysł, żeby go założyć zmaterializował się dosłownie jakieś pięć minut temu. Uważam, że życie jest za krótkie i nie warto go marnować, a ja jeszcze jakieś siedem minut temu byłam w trakcie jego marnowania… i postanowiłam to zmienić.

Chciałam stworzyć coś, w co będę mogła się angażować całą sobą, a z racji tego, że kocham czytać, stanowczo musiało być to coś związane z książkami. Swoją książkę już zaczęłam pisać, wiec następna jak na razie po prostu nie wchodziła w grę, ale blogu jeszcze nie prowadziłam, więc stwierdziłam, że co mi szkodzi spróbować.

Zamierzam na tym blogu opisywać, recenzować i oceniać książki, które przeczytałam…oraz zachęcać i Was do ich przeczytania. Od czasu do czasu może dodam tutaj jeden z rozdziałów mojej książki, żeby poczytać parę krytycznych zdań na jej temat, na których mi bardzo zależy, bo jedynie krytyka zmusza mnie do większego wysiłku. To by było chyba na tyle. Dzisiaj pierwszej oceny książki nie dodam, bo nie zdążę, ale powinnam się z nią uporać do końca tygodnia.

Więc nowy post pojawi się już nie długo. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.